sobota, 17 października 2015

*15*

Po powrocie z Rose znalazłem sobie jakieś towarzystwo i tak spędziłem miło czas do wieczoru. Ostatecznie byłem trochę pijany, ale nie na tyle by nie zagadać do dziewczyny. Rozglądałem się w poszukiwaniu Nicolet. Kojarzył em większość twarzy, ale jej nie potrafiłem znaleźć. Miałem już się poddać i zagadać do jakiejś innej, gdy w końcu zobaczyłem ją rozmawiającą z o ile się nie mylę Madison. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech i już miałem do nich iść, gdy sobie coś uświadomiłem. Żadna z osób którym się przyglądałem w poszukiwaniu Nicolet nie była Rose. Nie wiem czemu zaniepokoiło mnie to. Krew zaczęła mi szybciej płynąć, znowu się zacząłem rozglądać. Nie było jej. Co więcej nie było także Daimona. Oczywiście nie było więcej osób, ale brak tej dwójki nie mógł znaczyć nic dobrego. Przeszedłem przez tłum w stronę lasu. Cały czas rozglądałem się w poszukiwaniu Rose. Nagle zauważyłem Sue od razu do niej podbiegł em zmierzyła mnie wzrokiem
-Czego chcesz?
-Widziałaś Rose?- spytałem
-Teraz ona jest twoją ofiarą?odpowiedziała pytaniem na pytanie w normalnych okolicznościach pewnie bym sie w to pojawił, ale nie teraz
-Nie, ale nigdzie jej nie ma
-Nie jestem jej niańką. Skąd mam wiedzieć gdzie jest?- uznałem to za koniec rozmowy i poszedłem dalej. Może po prostu wpadam w paranorię, ale czułem, że stanie się coś złego. Nagle usłyszałem krzyk szybko przerwany. Nie myśląc wiele zacząłem biec w tamtym kierunku. Tyle, że przez alkohol miałem spowolnione rozumowanie i w pewnym momencie przestałem wiedzieć gdzie mam biec. Krzyk był zbyt krótki. Zaczął krążyć po okolicy. Nagle znów usłyszałem krzyk tym razem byłem pewien skąd pochodzi. Od razu zerwał em się do biegu. Gdy byłem już blisko zobaczyłem ich. Daimin próbował dokończyć to co zaczął wczoraj. W tym momencie całkowicie wytrzeźwiałem. Z impetem uderzyłem go w twarz najprawdopodobniej łamiąc mu jakąś kość. Rose w tym czasie się odsunęła. Była bez bluzki i bez spodni. Kapnąłem jeszcze Dajmona w brzuch. Wtedy krew przestała mi szumieć w uszach i się uspokoiłem. Schyliłem się przy dziewczynie i dotknąłem jej ramienia. Wzdrygnęła się i odwróciła by mnie uderzyć, ale się powstrzymała w napływie chwili przytuliłem ją do siebie w pierwszej chwili ją zamurowało potem wtuliła się we mnie
-Jestem przy tobie wszystko będzie dobrze- nie wiem ile tak trwaliśmy, ale w pewnym momencie dziewczyna się odsunęła nie powstrzymałem jej. Od razu spróbowała się zakryć, wstałem podałem jej spodnie z krzaków, a potem zdjąłem jeszcze swoją bluzę i też jej podałem stojąc tyłem by nie czuła się obserwowana.
-Już- powiedziała cichym głosem dopiero wtedy się odwróciłem
-Wezmę cię do obozu- powiedziałem, spojrzała na mnie trochę nieufnie, ale nic nie powiedziała. Zrobiłem to co powiedziałem i ją podniosłem. Była lekka i nie miałem żadnego problemu. Zabrałem ją do obozu i wziąłem do swojego namiotu był gdzieś na obrzeżu, więc nikt z bawiących się nawet nie zauważyłem. Byłem sam w namiocie, więc nikt i tak by tu nie wbił. Położyłem ją- Potrzebujesz czegoś?- spytałem delikatnie
-Nie- usiadłem trochę z dala od niej by nie czuła się tak skrępowana.
-Jakby co to mów- powiedziałem nie wpadłem na nic lepszego. Nie potrafię pomagać ludziom w trudnej sytuacji, sam zazwyczaj w takich momentach uciekałem w alkohol.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz